Forum » Wokół serialu » „Malavita”
11 postów   1 2
Autor „Malavita”
BoBer

Wiemy, że planowana była IV seria odcinków „Stawki większej niż życie”. Wśród niezrealizowanych scenariuszy jest m.in. „Dworzec Keleti – godzina jedenasta”, którego maszynopis znajduje się w zasobach Filmoteki Narodowej. O tej odsłonie przygód Klossa dyskutowaliśmy już na forum (zobacz). Wiemy też, że Andrzej Szypulski i Zbigniew Safjan planowali nową odsłonę „Stawki większej niż życie”: napisali serię scenariuszy o Klossie tropiącym zbrodniarzy w różnych zakątkach świata. Ostatecznie głównym bohaterem tego cyklu został redaktor Maj, a serial zrealizował Andrzej Konic pod tytułem „Życie na gorąco”.

Czy są twarde dowody na to, że „Życie na gorąco” miało być kontynuacją „Stawki większej niż życie”? Tak. Pod koniec 1973 roku w „Trybunie Robotniczej” zamieszczony został wywiad ze scenarzystami, a na przełomie 1973 i 1974 roku wydrukowano w odcinkach opowiadanie „Malavita”, którego głównym bohaterem jest Kloss.

Do niedawna brakowało nam skanu części 5. opowiadania w kompletnej wersji. Plik zdobył Pedro Gomez, któremu bardzo dziękuję. Po zapisaniu poniższych plików na dysku tekst stanie się przyjaźniejszy dla oczu.

Oto skany materiałów z „Trybuny Robotniczej” (od numeru 303. z 22–23 grudnia 1973 roku do numeru 22. z 26–27 stycznia 1974 roku):










------

— Kto panu to mówił? — Mój przyjaciel Teodor. — Pański przyjaciel ma dobre informacje.

06-04-2015 11:50

Pedro Gomez
A propos, jak na zamówienie :)

Redaktor Maj, czyli Bond PRL-u

Redaktor Maj, czyli Bond PRL-u
Jacek Szczerba
„Ale Historia” z 4 kwietnia 2015 r.


W czwartym odcinku zatytułowanym "Malavita" pułkownik policji Dario Lucas (Leon Niemczyk, drugi z lewej), w rzeczywistości sługus podłej organizacji W, redaktor Maj (Leszek Teleszyński, w środku) i José Ilario (Tadeusz Włudarski, z prawej), pracownik ekspedycji geologicznej profesora... (Fot. PAT/TVP)

Ten serial uchodzi za sztandarowy wytwór telewizji kierowanej przez Macieja Szczepańskiego: jest sensacyjną wersją propagandy sukcesu z bohaterem poruszającym się swobodnie po świecie. To ostatnie - rzecz jasna - było poza zasięgiem przeciętnego obywatela PRL-u.

Scenariusz nakręconego w 1978 r. "Życia na gorąco" stworzył Andrzej Zbych - pod tym pseudonimem kryli się Andrzej Szypulski i Zbigniew Safjan, współtwórcy "Stawki większej niż życie" wyreżyserowanej przez Andrzeja Konica i Janusza Morgensterna. "Życie na gorąco", znów z Konicem w roli reżysera, miało powtórzyć sukces "Stawki", tyle że za pomocą bondopodobnej fabuły rozgrywającej się współcześnie.

Grany przez Leszka Teleszyńskiego Maj (nie znamy jego imienia) to polski dziennikarz, który ściga międzynarodową organizację W składającą się m.in. ze zbrodniarzy hitlerowskich i specjalizującą się w morderstwach politycznych, sabotażu, handlu bronią oraz przemycie narkotyków. Na jej czele stoi demoniczny dr Herman Gebhardt (Leszek Herdegen). Maj to światowiec, współpracuje z różnymi komisjami ONZ, pisuje do zachodnich pism. Jego wierną współpracownicą jest Francuzka Anna Roche (Maria Kowalik-Kalinowska).

Serial okazał się gigantycznym przedsięwzięciem - zdjęcia trwały 400 dni, w ponad 500 obiektach zdjęciowych wystąpiło 500 aktorów. Kręcono w 11 krajach i bywało, że jednego dnia powstawały ujęcia do czterech odcinków. Problem polegał na tym, że - jak mówi kierownik produkcji Konstanty Lewkowicz - "serial robiono metodą gospodarską", ponieważ nie było nań wystarczającej ilości dewiz.

Demoludy udają Zachód...

Krzysztof Wawrzyniak, operator kamery: Wyjeżdżając do Bazylei, umówiliśmy się na spotkanie o siódmej rano w Zgorzelcu. W przygranicznym hotelu otworzył mi drzwi ziewający Lewkowicz - stał w piżamie opiętej pasem, na którym wisiał portfel z pieniędzmi. To on trzymał całą zachodnią kasę.

Z braku dolarów Bułgaria udawała Grecję, Francję i Amerykę Południową, Węgry zagrały Austrię, NRD - RFN i Szwajcarię, a Krym - Amerykę Południową. Na Zachodzie ekipa pracowała śladowo, a większość ujęć powstawała wg schematu: podjazd pod zachodni hotel filmowany z wnętrza wozu, potem cięcie i jesteśmy we wnętrzu hotelu, gdzieś w Polsce albo w innym kraju demokracji ludowej. Bolzano we Włoszech to Kowary na Dolnym Śląsku, fragment portu w Marsylii to Bałczik w Bułgarii, a tamtejszy skalny przylądek Kaliakra to wysepka nazywana Arką Noego i należąca do miliardera Skalkatora pojawiającego się w odcinku "Rzym".

Żeby zainscenizować Zachód, trzeba go było najpierw podejrzeć.

Bogdan Sölle, scenograf: Dokumentacja na Zachodzie trwała dwa tygodnie. Pojechało sześć osób: Lewkowicz, operator Antoni Wójtowicz, Szypulski, Konicowie i ja. Mieliśmy mikrobus z kierowcą oraz diety 10 dol. na dobę. Wykonałem wtedy 1,5 tys. zdjęć i mierzyłem na wzór nawet budki telefoniczne. Za filmowanie przejścia granicznego Francuzi zabrali Wójtowiczowi taśmę z kamery, ale mnie filmu z aparatu nie wyjęli, bo powiedziałem, że robię zdjęcia turystyczne. Nie wolno nam było używać kamery na statywie, ponieważ w takim przypadku potrzebne jest zezwolenie na zdjęcia. A zdjęcia z ręki to już tzw. kamera amatorska.

Wawrzyniak: Gdy na Zachodzie szykowaliśmy się do ujęcia, ukrywałem kamerę pod wojskową kurtką. Potem ją wyciągałem i kręciliśmy. 90 proc. to były ujęcia z ręki, zdarzały się nawet 11-minutowe, przy których zużywała się cała kaseta z taśmą 16 mm.

Małgorzata Konic, dekorator wnętrz, żona reżysera: Dwoma fiatami 125p w kolorze kaczej kupy, którymi poruszał się Maj, pojechaliśmy na dokumentację do Marsylii. Potem ja i Andrzej odbiliśmy do Mediolanu, do przyjaciół mieszkających w apartamencie z widokiem na Duomo. Ich sąsiadem był Giovanni Agnelli, główny udziałowiec Fiata. Zaparkowaliśmy fiata na podziemnym parkingu, obok stał jaguar Agnellego. Gdy wyjeżdżaliśmy, nasze auto nie chciało zapalić i wtedy gospodarz powiedział: "Spokojnie, zadzwonię do Giovanniego, on to załatwi". I rzeczywiście, przyjechało dwóch facetów z Fiata w fantastycznych kombinezonach, podnieśli maskę i jęknęli: "Takie coś się jeszcze produkuje?".

Jacek Koprowicz, asystent reżysera: Przez miesiąc zjeździliśmy całą Polskę, szukając nadających się obiektów. Przeważnie chodziło o to, aby wykazać, że te obiekty się nie nadają i trzeba szukać za granicą.

Sölle: Na scenografię poszło ok. 15 proc. budżetu i powstała np. ogromna dekoracja wysepki Arka Noego, w której były nawet dzikie zwierzęta. Sam namalowałem na tynkach rezydencji Skalkatora "antyczne" malowidła, coś egipskiego, greckiego, jakieś ikony.

...a Skierniewice - Afrykę

Konic: Baseny w willach peerelowskich bogaczy okazały się za małe, żeby je wykorzystać w scenach w posiadłości Skalkatora, i trzeba było zaadaptować basen warszawskiego hotelu Victoria.

Sölle: Warszawski Novotel udawał włoski hotel, zrobiliśmy włoską skrzynkę na listy, a goście hotelu, prawdziwi Włosi, wrzucili do niej listy. Na Dolnym Śląsku odtworzyliśmy przejście graniczne między RFN a Szwajcarią. Nagle podjechał samochód z zachodnią rejestracją i stanął przed tą dekoracją - kierowca zgłupiał, nie wiedział, co to jest, w końcu zawrócił i uciekł.

Wawrzyniak: Samochody wypożyczaliśmy z Ośrodka Badawczo-Rozwojowego przy FSO, który prowadził syn premiera i rajdowiec Andrzej Jaroszewicz. Oni mogli sprowadzić każdy zachodni wóz. Niby do celów badawczych.

Sölle: Na lotnisku wojskowym w Skierniewicach urządziliśmy lotnisko afrykańskie. Beczki po oleju Castrol ściągnęliśmy z portów w Trójmieście, postawiliśmy repliki automatów z papierosami i gumami do żucia, a w przejściach podziemnych w Warszawie stworzyliśmy sklepy na wzór monachijskich. Zrobiliśmy wspaniały szyld zachodniej firmy ze złotymi literami, aż celnicy zatrzymali nas na granicy, sądząc, że litery są naprawdę ze złota. Wozy wyładowane podróbkami zachodnich plansz jeździły za nami wszędzie. Te plansze były jak ćwiczenia z kaligrafii. Chcieli je nam podwędzić Niemcy z NRD. Zachodnie telefony pożyczaliśmy z ambasad i biur zagranicznych firm.

Konic: W Budapeszcie trzy miesiące mieszkałam w hotelu Gellért. Co rano grupa zdjęciowa wyjeżdżała do Austrii, a w Wiedniu pomagała jej mieszkająca tam Elżbieta Góralczyk, aktorka znana najbardziej z roli Anuli w serialu "Wojna domowa". Mówiła, gdzie filmować, gdzie jeść. W odcinku "Budapeszt" zagrała zamordowaną sekretarkę złego Edmunda Fettinga.

Wawrzyniak: Mieszkałem u Góralczyk w Wiedniu. Gdy ustawialiśmy na ulicy scenę z Teleszyńskim, nagle wrócił kierownik planu, który odszedł gdzieś na chwilę, i mówi: "Ulicę stąd są tanie zegarki elektroniczne". Ani się obejrzałem, a zostałem z kamerą sam. Nawet reżyser zniknął.

Lewkowicz: W Bazylei szykowaliśmy scenę na postoju taksówek. Maj miał wejść do filmowej taksówki, zauważyłem jednak, że prawdziwy szwajcarski taksówkarz bacznie się nam przygląda, i mówię: "Panowie, zwijamy się stąd". Odjeżdżając, minęliśmy jadącą w drugą stronę policję.

Wawrzyniak: W Bazylei mieszkaliśmy w pensjonacie wysoko na wzniesieniu. Zaraz po przyjeździe cała ekipa zaczęła gotować jedzenie przywiezione z Polski i padły korki.

Sölle: Gdy na parkingu w Austrii rekwizytorzy zaczęli przyklejać plasteliną podróbki zachodnich rejestracji do aut, które grały w serialu, ktoś z miejscowych zadzwonił po policję. Producenci wybronili się, bo wyciągnęli jakieś zaświadczenia telewizyjne. Warna udawała Amerykę Południową. Zasłoniliśmy ponad 200 bułgarskich napisów, zastępując je obcojęzycznymi. W Bułgarii sadziliśmy przy drodze cyprysy, ale trudno było załatwić faceta na osiołku, który przejeżdżałby przed kamerą, za to bułgarscy współpracownicy wciąż powtarzali dwa zwroty: "Nie ma" i "Poczekaj cierpliwie".

Wawrzyniak: W Bułgarii rajdowiec Marek Varisella gonił w bmw fiata Maja. Na zakręcie miał wpaść w kontrolowany poślizg. Ustawiłem się przed nim, a Wójtowicz z drugą kamerą głębiej, aby filmować wóz z profilu. Nagle zobaczyłem, że koła bmw się rozjechały i leci prosto na mnie. W aucie urwał się drążek kierowniczy. W ostatniej chwili asystent wyrwał mi kamerę z ręki i mocno odepchnął mnie na bok.

Sölle: W NRD kręciliśmy w Quedlinburgu w górach Harzu, gdzie były XV-wieczne domy wyglądające jak szwajcarskie. A na lotnisku Berlin Schönefeld zainscenizowaliśmy port lotniczy w Monachium. Wylądował enerdowski samolot i wysiadający pasażerowie zobaczyli podświetlone szyldy z napisem "Monachium". Ależ mieli miny! W NRD cały czas pilnowała nas bezpieka i mogliśmy pracować tylko w określonych godzinach.

Tupanaca na Krymie

Konic: W Jałcie Maj dobierał się do organizacji W na tarasie hotelu, w którym podczas konferencji wielkiej trójki zdecydowano o przehandlowaniu Polski.

Wawrzyniak: Krętymi drogami wokół Jałty jechaliśmy uformowaną kolumną prezydencką z Tupanaki: limuzyna, policjanci na motorach. Filmowałem to z jednego z wozów obstawy i nagle z lasu wyłonił się jakiś mężczyzna. Zobaczył nas i padł jak ścięty, tak się przestraszył. Pewnie uznał, że lepiej będzie nie oglądać czegoś tak podejrzanego.

Konic: Pięć eleganckich limuzyn wynajętych do zdjęć w Jałcie należało do rzemieślników, którzy powlekali złotem kopuły cerkwi. Zęby też mieli złote. I wielki szacunek dla artystów, bo bardzo chcieli pomóc.

Wawrzyniak: Zamówiliśmy do Jałty radzieckich aktorów o południowej urodzie, ale przysłano nam Kałmuków. W scenie przyjęcia w Tupanace ustawiałem ich tyłem do kamery. Obrażeni po zdjęciach wyzywali nas na pojedynki na szampany.

Rosjanie zdradzili nam, kto w ich ekipie jest obstawą z KGB, i kiedy chodziliśmy na plażę, facet stał z boku i wszystkich obserwował. Nie mogliśmy zapraszać Rosjan do hotelu Jałta, bo obsługa zaraz ich rozpoznawała - byli gorzej ubrani. Więc zrzuciliśmy im nasze ubrania z balkonu. Przebierali się w dżinsy i wchodzili do hotelu. Kiedyś w hotelowym pokoju opowiadaliśmy im o Katyniu. Musiał być podsłuch, bo zaraz weszła służba hotelowa z milicjantem. Kazali Rosjanom wyjść.

Konic: Obsługa hotelu Jałta zmusiła mnie do sprzedaży dżinsów, które przywiozłam sobie z Włoch.

Teleszyński zbyt piękny

Wiele emocji wzbudzała obsada "Życia na gorąco". Krytyk Czesław Dondziłło pisał, że Teleszyńskiemu brakowało "predyspozycji psychofizycznych do grania Maja, gdyż był piękny jak cherubin".

Konic: Andrzej chciał, żeby Maja zagrał Bronisław Cieślak, ale nie miał wolnych terminów z powodu kręcenia serialu "07 zgłoś się".

Wawrzyniak: Do roli Maja przymierzano też przystojnego dziennikarza z Krakowa Janusza Zielonackiego, świetnego narciarza. Wysłano mnie z kamerą do Krakowa, żebym nakręcił z Zielonackim krótki film akcji. Ale ostatecznie wybrano Teleszyńskiego.

Konic: Jego uroda zniewalała.

Wawrzyniak: Był trochę przyciężki, miał kłopoty z przeskakiwaniem różnych płotów. Leon Niemczyk występujący w odcinku "Malavita" przyjeżdżał wartburgiem do Łodzi z występów w NRD. Parkował na Łąkowej i odsypiał podróż w samochodzie. Pytał tylko, czy gra dobrego czy złego. - Złego, ale udajesz dobrego. - Dzięki, to mi wystarczy.

Złośliwości krytyków

Serial został fatalnie przyjęty, a krytycy i dziennikarze prześcigali się w złośliwościach. Szczególnie drażniła ich nieprzystawalność fabuły do rzeczywistości PRL-u. Andrzej Liberadzki w tygodniku "Czas" drwił: Obserwujemy, jak redaktor Maj w zagranicznej delegacji stawia dziewczynkom ze strefy dewizowej obiady i kolacje. Z drżeniem serca zadajemy sobie pytanie: przewróci się pod ciężarem rachunku czy nie? Z podziwem, ale i troską o skarb państwa odnotowujemy noclegi wyżej wymienionego w ekskluzywnych hotelach i pensjonatach świata dobrze odżywionego.

Jerzy Żurek ("Życie Warszawy") zauważał, że "Bondy" kręci się z przymrużeniem oka, a przygody Maja z nadętą powagą: Ani cienia dowcipu, wszystko wygląda na dowcip, raczej kiepski - syrenki nie może dogonić czterocylindrowe bmw.

Jerzy Urban kpił w "Polityce": Naprawdę, coraz trudniej zrozumieć, skąd wzięło się w Polsce 6 milionów zabitych, odkąd każdy Polak w pojedynkę, nawet redaktor z brzuszkiem, robi z hitleryzmem, co zechce .

Całość krytyki trafnie podsumował Aleksander Ledóchowski ("Film"): Wątki "Życia na gorąco" to zlepek obiegowych historyjek, które krążą w prasie, radiu i telewizji. Ni to sensacyjnych, ni to reportażowych, powielanych w nieskończoność, biorących się z prawdziwych lub rzekomych kronik wydarzeń. Każdy epizod serialu jest taką właśnie adaptacją zasłyszanej wiadomości; scenarzyści tak napisali scenariusz, jak robi się kisiel - zmieszali wodę z żelatyną. Ale nikt niczego więcej od nich nie żądał. Nie obowiązują Maja przepisy paszportowe i dewizowe, może nawet posługiwać się bronią palną. Wszystko potrafi, wszystko rozwiąże. Jednej rzeczy tylko nie umie, którą umieć powinien jako dziennikarz - pisać.

Ale tenże Ledóchowski zauważył przy okazji: Kogokolwiek prosiłem o opinię o serialu Konica, a pytałem ludzi niezwiązanych zawodowo z kinem i telewizją, dostawałem zawsze tę samą odpowiedź: głupie, bzdura, dno. A jednak ci ludzie, którzy tak źle mówili o "Życiu na gorąco", gapili się w redaktora Maja jak cielę w malowane wrota.

Dlaczego tak się działo? Bo ludzie byli spragnieni obrazu Zachodu, który tak słabo wtedy znali. Więc fascynowała ich nawet jego namiastka.

Drogi czy tani

Jesienią 1980 r., już podczas karnawału "Solidarności", Janusz Atlas opisał w "Argumentach" aferowo-polityczną stronę "Życia na gorąco". Otóż poseł ze Stowarzyszenia PAX Witold Jankowski złożył interpelację w sprawie pieniędzy wydanych przez TVP na serial. Odpowiedzieli mu pierwszy zastępca szefa Radiokomitetu Eugeniusz Patyk i dyrektor generalny TVP Janusz Rolicki. Ich zdaniem serial był tani, bo kosztował tylko 31 mln zł (przeciętna kinowa fabuła pochłaniała wówczas ponad 10 mln zł) i 5 mln forintów, a wydatków dewizowych prawie nie było.

Poseł Jankowski kwestionował też sens publikacji (w nakładzie 90 tys. egz.) książkowej wersji scenariusza Andrzeja Zbycha. Ale Janusz Maruszewski z wydawnictwa Radiokomitetu wyjaśnił, że książeczki wydane na papierze nieomal toaletowym sprzedawały się znakomicie i były lepsze niż serial.

"Na zimno", 12-stronicowy reportaż Atlasa o serialu Konica, początkowo miał się ukazać w "Polityce", ale go tam odrzucono, tłumacząc, że "grozi grubą rozróbą". "Życie na gorąco" lepiej ogląda się dzisiaj, gdy Zachód mamy na wyciągnięcie ręki. Całą taniochę serialu można teraz odbierać jako świadomy wygłup w stylu camp, a Teleszyński wcale nie wydaje się taki zły.

Dziewięć odcinków "Życia na gorąco"

1. "Budapeszt". Na Węgrzech zostaje zamordowana sekretarka przedsiębiorcy z Wiednia, którą Maj zawiózł do Budapesztu. Dlatego sam staje się podejrzany. Wyjaśniwszy zagadkę zbrodni, wpada na trop organizacji W.

2. "Saloniki". Junta greckich pułkowników chce zabić opozycyjnego malarza. Wynajmuje zbira z organizacji W (Stanisław Mikulski), którego łapią greccy towarzysze malarza. Maj wchodzi w rolę zbira, by dotrzeć do jego mocodawców.

3. "Marsylia". Pilot francuskiej firmy transportowej (Emil Karewicz) odkrywa, że nieświadomie przemycał broń do Afryki. Gdy informuje o tym Maja, ktoś dybie na jego życie.

4. "Malavita". W fikcyjnym południowoamerykańskim państwie naukowiec badający grunty kopalniane odkrywa złoża uranu. Podejrzewa, że ich wydobyciem zainteresowana jest organizacja W. Zginie, nim zdoła spotkać się z Majem.

5. "Monachium". Tu gra toczy się o zdjęcia mające pomóc w osądzeniu hitlerowskiego zbrodniarza wojennego. Liczy się to, kto pierwszy - Maj czy organizacja W - dotrze do fotografa, świadka zbrodni.

6. "Tupanaca". W fikcyjnym kraju w Ameryce Południowej Maj łagodzi konflikt między polskimi inżynierami prowadzącymi tam budowę a amerykańską misją geologiczną. Przy okazji jest świadkiem próby skompromitowania lidera opozycji chcącego odsunąć od władzy obecnego prezydenta, który ma romans z amerykańską Polką.

7. "Wiedeń". W branży handlarzy narkotyków dochodzi do serii morderstw. Maj udaje hurtownika, który zniknął w tajemniczych okolicznościach.

8. "Rzym". Szalony miliarder Skalkator (Henryk Bista) chce zniszczyć świat za pomocą wykradzionych NATO rakiet z głowicami atomowymi. Sam z grupą współpracowników, do której przenika Maj, ukrywa się na prywatnej wysepce nazwanej Arką Noego.

9. "Bolzano". W północnych Włoszech Maj stara się zdobyć mikrofilmy, na których są plany broni laserowej skonstruowanej przez genialnego naukowca. Rywalizująca z nim organizacja W porywa Annę Roche.

------

Chodzi o sprawę

06-04-2015 12:36

MacG
Patrząc na scenariusz odcinka "Rzym" widać wyraźnie inspirację czwartym filmem o agencie 007 "Operacja: Piorun". W obu produkcjach pojawia się motyw włoskiego milionera, prywatnej wyspy / posiadłości, oficera NATO, skradzionej broni nuklearnej. Plan zniszczenia świata / rasy ludzkiej i zachowania jedynie wybranych jej przedstawicieli przypomina z kolei dwa odcinki z Rogerem Moore'm - "Szpiega, który mnie kochał" i "Moonrakera" (w drugim Bond określa projekt głównego złego - Hugo Draxa - jako "drugą Arkę Noego"). Co ciekawe Henryk Bista (Skalkator) wystąpił - jako Pucułowaty - w filmie Szulkina "O-bi, o-ba. Koniec cywilizacji", gdzie również pojawiał się koncept Arki oraz zagłady nuklearnej.

------

30-07-2015 18:49

Pedro Gomez
Z "Malavitą" można pójść o wiele dalej. Panowie SiS nigdy nie kryli, że serię w stu procentach zainspirował Bond i widać to jak na dłoni. Sama koncepcja postaci Maja (Twoja wypowiedź wskazuje, że chodzi Ci głównie o serial) przypomina Bonda w wykonaniu Rogera Moora - obieżyświata, który tropi coraz bardziej groteskowych złoczyńców, od czasu do czasu da komuś po zębach, a waltherem ppk posługuje się coraz rzadziej. Nic dziwnego, że już w połowie lat siedemdziesiątych Sean Connery zaangażował się w prace, które miały po latach zaowocować "Nigdy nie mów nigdy" dobrym filmem ze świetną obsadą, który został w bestialski sposób zaszlachtowany w postprodukcji stając się kupą łajna niegodną miana Bonda (polecam fanedycję Drumonda Grieve, który na tyle na ile było to możliwe uratował ten film).

------

Chodzi o sprawę

04-08-2015 11:03

BoBer

O planowanej kontynuacji „Stawki większej niż życie” wiemy i z wywiadu w „Trybunie Robotniczej”, i z przywołanej niedawno przez A79 wypowiedzi Jacka Fuksiewicza w wątku „Życie na gorąco, czyli Klossa życie po życiu”:

"A79" napisał:

Glosa do arcyciekawego wywodu Pedra Gomeza z pierwszego postu: wywiad „O programie filmowym tv — mówimy z redaktorem naczelnym Programów Filmowych TVP Jackiem Fuksiewiczem”, opublikowany przez tygodnik „Radio i Telewizja” (nr 18, 30 kwietnia – 6 maja / 1973, rozmawiał Mirosław Kofta).

Oba materiały prasowe opublikowane zostały w latach 1973–1974 roku. Wcześniej reżyserzy i odtwórca głównej roli nie odżegnywali się od ewentualnej pracy nad kontynuacją serialu. A tuż po premierowej emisji „Stawki” w tygodniku „Radio i Telewizja” (nr 9 z 23 lutego 1969 roku) ukazał się tekst, w którym znalazła się m.in. informacja o rozmowie ze scenarzystami po projekcji ostatniego odcinka serii filmów telewizyjnych o przygodach Klossa:



Autor tekstu zgrzeszył naiwnością, przypuszczając, że Zbigniew Safjan i Andrzej Szypulski oddaliby tę kurę znoszącą złote jajka w inne ręce.

O kontynuacji cyklu myślano już jesienią 1968 roku, o czym świadczy dokument udostępniony we wstępie do książki Stefana Białka, Jolanty Dardzińskiej i Adama Kochajkiewicza „Niebieskie ptaki. Historie jak z filmu” (wyd. IPN, Wrocław–Warszawa 2018, s. 13):



Kim są autorzy, o których mowa w dokumencie? Zapewne scenarzystami. Czy doszło do udostępnienia materiałów z archiwum Służby Bezpieczeństwa albo spotkań z pracownikami (byłymi pracownikami) tej instytucji? Tego nie wiemy. Czy coś jeszcze wynika z treści tego pisma? Zapraszam do dyskusji.

------

— Kto panu to mówił? — Mój przyjaciel Teodor. — Pański przyjaciel ma dobre informacje.

27-09-2018 23:45

jhbsk

Jakoś absurdalnie brzmi fragment o pamiętnikach pracowników MSW. Jeżeli nawet ktoś pracujący tam prowadził pamiętnik, to na pewno nigdy by go nie upublicznił.

------

– W Paryżu nojlepsze kasztōny sōm na placu Pigalle.
– Zuzanna mŏ je rada ino na jesiyń.
– Posyło ci świyżo zorta.

28-09-2018 06:36

Pedro Gomez
Z perspektywy tamtych czasów pomysł był ciekawy: wziąć popularną postać i wykorzystać ją do swoich celów, by "bawiąc - uczył. Ze Żbikiem się udało.

Na szczęście komuś drgnęła ręka, albo sumienie i nic z tego nie wyszło. Być może ktoś zorientował się w porę, że zadanie jest zbyt karkołomne.

Mogło być też tak, że autorom przedstawiono niesatysfakcjonujący materiał źródłowy. Nie jest to wykluczone. Do 1956 roku wywiad PRL, to właściwie była ekspozytura sowieckiej razwiedki. Walka toczyła się głównie na "froncie wewnętrznym". Nie było tu więc czego szukać. Nie sądzę też, by w latach 1956 - 1968 wywiad PRL mógł się pochwalić jakimiś spektakularnymi akcjami.

A nawet jeśli, to takie akcje byłyby zbyt "świeże", żeby można się nimi chwalić w jakimś serialu. Ujawnienie aktualnych technik operacyjnych nie jest na rękę żadnemu wywiadowi.

jhbsk, nie zgodzę się. Każdy wywiad chętnie (w odpowiednim momencie) publikuje "wspomnienia" swoich pracowników. Robi tak CIA i Mosad. U nas chyba właśnie tym trudni się niejaki Severski (nie wiem, nie czytałem). Wywiad PRL też tak robił. Polecam "wspomnienia" ober-szpiega Czechowicza z jego misji w RWE. Czytałem. Nie ma tam słowa prawdy, ale jest autograf bądź co bądź autentycznego szpiega, więc trzymam :)

Służby też "inspirują" filmy i seriale.

U nas najjaskrawszym przykładem jest historia "Czarnych chmur". Nie pamiętam szczegółów, ale ktoś musiał skontaktować Ryszarda Pietruskiego z żyjącym pod przykrywką Kalksteinem-Stolińskim. Jak wiadomo, to głównie on, a nie Pietruski, był scenarzystą "Czarnych chmur". Widocznie ktoś ze służb zdecydował, że "potrzebny nam taki serial".

Na szczęście w przypadku "Stawki..." zadecydowano inaczej.

------

Chodzi o sprawę

28-09-2018 10:59

jhbsk

OK, czyli chodzi o „wspomnienia" a nie pamiętnik. Jeśli tak to pełna zgoda.

------

– W Paryżu nojlepsze kasztōny sōm na placu Pigalle.
– Zuzanna mŏ je rada ino na jesiyń.
– Posyło ci świyżo zorta.

28-09-2018 12:18

A79

Dziękuję za publikację tego ciekawego dokumentu.

„Możliwość szerokiego spopularyzowania” służby (rozumianej szeroko, jako resort), o której pisze płk dypl. Krupski w trzecim akapicie, spełniła się w rozpoczętej w tym okresie serii kolorowych zeszytów – komiksów z kapitanem Żbikiem oraz opowiadań „Ewa wzywa 07”. Z odwołania się do „wytypowanych spraw” w celu stworzenia takiej kroniki „walki z pohitlerowskim podziemiem zbrojnym, wrogimi wywiadami oraz ukazania patriotycznej i ofiarnej sylwetki” skorzystano przecież w Czechosłowacji, tworząc „Trzydzieści przypadków majora Zemana”.

Pytanie jak Kloss/Moczulski – człowiek resortu został Moczulskim/Majem – konsultantem światowych rządów w walce z satrapami i neo-hitlerowcami pozostaje otwarte.

------

Ba! Gdybym ja był niedyskretny…

28-09-2018 13:08

Modrzew

Próbą spopularyzowania rodzimych służb wywiadowczych i kontrwywiadowczych był miniserial z 1986 r. pt. "Kryptonim Turyści" (reż. Jerzy Obłamski). Portal Film Polski omawia ten serial tak Kanwą serialu Jerzego Obłamskiego stała się głośna w latach sześćdziesiątych tzw. sprawa Rychlińskiego i Cichego. Była to jedna z ciekawszych w latach PRL afer szpiegowskich. Pewną sensacją było także udostępnienie autorom "Turystów" części akt tej sprawy. Dzięki temu mógł powstać film podważający komiksowe stereotypy amerykańskiego kina szpiegowsko-sensacyjnego, co jeszcze w połowie lat osiemdziesiątych było mile widziane przez decydentów od kultury. (więcej na FilmPolski.pl

Pedro Gomez napisał: Do 1956 roku wywiad PRL, to właściwie była ekspozytura sowieckiej razwiedki. Walka toczyła się głównie na "froncie wewnętrznym". Nie było tu więc czego szukać. Nie sądzę też, by w latach 1956 - 1968 wywiad PRL mógł się pochwalić jakimiś spektakularnymi akcjami.
Prawdziwa praca wywiadowcza nigdy nie była spektakularna. Praktycznie każdy "oryginalny" materiał trzeba dostosować (zdynamizować) dla potrzeb odbiorcy. Natomiast stwierdzenie, że walka toczyła się głównie na froncie wewnętrznym (słuszne zresztą), nie oznacza, że nie było "prawdziwych szpionów". Przypominam, że wywiady państw zachodnich intensywnie pracowały nad rozpracowaniem wszystkiego co związane z PRL. Po całkowitym zlikwidowaniu antykomunistycznego podziemia, zachodnie wywiady musiały zintensyfikować działania, a kiedy się dużo pracuje, łatwiej o błędy (tu: wpadki). Uważam więc, że było czego szukać i na pewno coś by się znalazło. Inna sprawa czy coś nadawało się do upublicznienia (odtajnienia).
Jeżeli jakiś pracownik wywiadu lub kontrwywiadu chciał powoli i boleśnie opuścić ziemski padół, to pisanie pamiętnika było najlepszą drogą do realizacji tego celu :)

Polecam IPNtv - "Z filmoteki bezpieki". Mimo irytującego prowadzącego, pokazują dużo ciekawych rzeczy.

------

Nejlepší kaštany jsou na náměstí Pigalle. Zuzana je ráda jen na podzim.
No Hans, nie rozśmieszaj mnie!

28-09-2018 17:49

11 postów   1 2
© 2024 Shen-Kun - Baca - BoBer. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Realizacja strony: strony.gliwice.pl.