Forum » O serialu » Znalezione w necie
224 postów   20 21 22 23
Autor Znalezione w necie
jhbsk

Z okazji dzisiejszej rocznicy.
RMF Classic. Wybrane sceny z Brunnerem.

------

– W Paryżu nojlepsze kasztōny sōm na placu Pigalle.
– Zuzanna mŏ je rada ino na jesiyń.
– Posyło ci świyżo zorta.

13-03-2022 12:14

jhbsk

Taka strona z biogramami

------

– W Paryżu nojlepsze kasztōny sōm na placu Pigalle.
– Zuzanna mŏ je rada ino na jesiyń.
– Posyło ci świyżo zorta.

02-07-2022 22:50

jhbsk

Test do rozwiązania

------

– W Paryżu nojlepsze kasztōny sōm na placu Pigalle.
– Zuzanna mŏ je rada ino na jesiyń.
– Posyło ci świyżo zorta.

11-07-2022 12:09

jhbsk

Wywiad ze Stanisławem Mikulskim.

Dostępne na you tubie.

------

– W Paryżu nojlepsze kasztōny sōm na placu Pigalle.
– Zuzanna mŏ je rada ino na jesiyń.
– Posyło ci świyżo zorta.

09-08-2022 13:30

jhbsk

Stanisław Mikulski, czyli "polski James Bond". Sprawiał, że ulice pustoszały a gospodynie przypalały obiady
Telemagazyn
Stanisław Mikulski do końca życia w wyobraźni widzów był szarmanckim i odważnym Stanisławem Kolickim, znanym jako agent J-23 vel Hans Kloss. Aktor dożył pięknego jubileuszu 85-lecia i jednocześnie 50-lecia pracy zawodowej. Wieść o jego odejściu zasmuciła wszystkich. Jego postać jest nieustannie wspominana - i nic dziwnego, bo dla wielu Hans Kloss, czyli Stanisław Mikulski jest po prostu nieśmiertelny.
Gdyby żył, 1 maja obchodziłby 93. urodziny. Stanisław Mikulski, bo o nim mowa, dożył pięknego jubileuszu 85-lecia i jednocześnie 50-lecia pracy zawodowej. Występował w Teatrze im. Osterwy w Lublinie oraz w warszawskich teatrach: Teatrze Powszechnym, Teatrze Ludowym, Teatrze Polskim oraz Teatrze Narodowym. Pierwszą znaczącą rolę zagrał w filmie "Kanał" Andrzeja Wajdy.
Kultowa postać Hansa Klossa
Wielką popularność zdobył przede wszystkim dzięki głównej roli, Hansa Klossa, najpierw w serii spektakli Teatru Telewizji, "Stawka większa niż życie" (1965-1967), a następnie w kultowym serialu telewizyjnym "Stawka większa niż życie" (1967-1968) w reżyserii Andrzeja Konica i Janusza Morgensterna, według scenariusza Andrzeja Zbycha oraz z muzyką Jerzego Matuszkiewicza. W latach 90. był prowadzącym popularnego teleturnieju "Koło Fortuny" w TVP2, a następnie na antenie TVN prowadził program "Supergliny".

Powrót legendy w nowym wydaniu
W 2012 roku powrócił do roli Hansa Klossa w filmie kinowym "Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć" w reżyserii Patryka Vegi. - Ciężar spadł mi z serca! Myślę, że zdaliśmy ten egzamin zupełnie przyzwoicie - powiedział podczas premiery kinowej Stanisław Mikulski, który po ponad czterdziestu latach ponownie wcielił się w postać Hansa Klossa. Co ciekawe, młodego Klossa zagrał w filmie Tomasz Kot.

Propozycja zagrania w tym filmie była dla mnie ogromną niespodzianką. Spodziewałem się, że powstanie taki film, ale kilka lat po zakończeniu realizacji serialu, a nie po czterdziestu kilku latach. Niestety, nie było odważnego, który zdecydowałby się na podjęcie tego tematu wcześniej. Cieszę się, że w końcu to nastąpiło
- dodał wówczas aktor.

"Polski James Bond" niczym Mata Hari
Przystojny, szczupły, wysoki, szarmancki, obdarzony pięknym uśmiechem i czarującym głosem aktor, do końca mierzył się ze sławą granego przez lata Stanisława Kolickiego, agenta J-23 vel Hansa Klossa. Jego dokonania i zasługi wojenne w serialu przeplatają się z wątkami osobistymi. Nie ma co ukrywać, że skrojony na miarę mundur oficera niemieckiej Abwehry, robił piorunujące wrażenie na płci pięknej, a "polski James Bond", niczym Mata Hari, potrafił skutecznie wykorzystywać urok osobisty.

Zresztą nie tylko na ekranie. Ponad 50 lat temu, gdy nadchodziła pora emisji kolejnego odcinka, pustoszały ulice. Kobiety zahipnotyzowane wzdychały do szklanego ekranu przypalając jednocześnie obiad, a mężczyźni marzyli, by wyglądać jak Stanisław Mikulski. Do codziennego obiegu weszła nie tylko muzyka z serialu, wykorzystywana chociażby jako dzwonek telefonu komórkowego, ale przede wszystkim cytaty z dialogów Hansa Klossa i Hermanna Brunnera, brutalnego i cynicznego oficera Allgemeine SS, którego kreował Emil Karewicz. Przypomnijmy kilka z nich: "Rączki, rączki, Kloss", "Ty masz mnie chyba za idiotę", "Schowaj tę pukawkę durniu, póki jeszcze mam ochotę z tobą rozmawiać", "Takie sztuczki nie ze mną, Brunner", "Wyjątkowa z ciebie kanalia, Brunner!".

Agent J-23 już nie nadaje - brzmiały nagłówki gazet 27 listopada 2014 roku. Stanisław Mikulski spoczął na Cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach.

------

– W Paryżu nojlepsze kasztōny sōm na placu Pigalle.
– Zuzanna mŏ je rada ino na jesiyń.
– Posyło ci świyżo zorta.

12-08-2022 19:14

jhbsk

znalezione na you tubie
Gdyby nie Mikulski nie byłoby Stawki ...

------

– W Paryżu nojlepsze kasztōny sōm na placu Pigalle.
– Zuzanna mŏ je rada ino na jesiyń.
– Posyło ci świyżo zorta.

07-11-2022 12:55

jhbsk

O dworcu Keleti.
"Dworzec Keleti - godzina jedenasta" czyli (niezrealizowany) węgierski epizod Hansa Klossa
„Uniwersum Hansa Klossa” (jak powiedziano by dziś w Hollywood ;-) to nie tylko 18 odcinków serialu „Stawka większa niż życie”. To także spektakle teatru telewizji, cykl komiksów, opowiadania… no i film „Stawka większa niż śmierć”. Warto jednak podkreślić, że ogółem przygód agenta J-23 jest około trzydziestu! Wynika to z faktu, że historie przedstawione na ekranie i na papierze często nie pokrywają się. Tylko niektóre z odcinków „Stawki…”, na przykład „Edyta” i „Spotkanie”, zaistniały we wszystkich możliwych wersjach. Są takie epizody, które nie weszły do serialu, ale mają swoje ekranowe i literackie reprezentacje, jak „Noc w szpitalu”. Są też takie, które pojawiają się tylko na papierze („Parszywy listopad”, „Spiskowcy”). Takie, które mogli zobaczyć jedynie widzowie Teatru Sensacji, na przykład rozgrywające się po wojnie przedstawienie „Cicha przystań”. Jest też scenariusz niezrealizowanego odcinka „Dworzec Keleti - godzina jedenasta”, który znajduje się w zbiorach FINA.
Historia ta to połączenie klasycznej "Stawki..." z "Morderstwem w Orient Expressie" i "Pozdrowieniami z Rosji" ;-) Ponieważ trudno mówić o spoilerach w przypadku niedostępnego powszechnie, niezrealizowanego scenariusza pozwalam sobie zamieścić poniżej dość dokładne streszczenie.


------

– W Paryżu nojlepsze kasztōny sōm na placu Pigalle.
– Zuzanna mŏ je rada ino na jesiyń.
– Posyło ci świyżo zorta.

16-11-2022 19:09

jhbsk

Rozmowa z Ewą Harley - barmanką z „Cafe Rose".
Rozmowa na sztetl.org.pl

Rodzina, dzieciństwo, wojenna historia rodziców, losy krewnych w czasie wojny, 0:00:14
Dorastanie w Warszawie, społeczność żydowska w powojennej Warszawie, obchodzenie świąt katolickich, konwertyci na katolicyzm w rodzinie, 0:08:52
Działalność kulturalna i polityczna ojca, 0:13:00
Dorastanie w Warszawie, rozwód rodziców, szkoła, wizyty ludzi kultury i sztuki w domu rodzinnym, 0:16:14
Środowisko szkolne, studia, aktorstwo i modeling, 0:20:00
Odkrycie swojego żydowskiego pochodzenia, zetknięcie ze środowiskiem TSKŻ, kontakty z rodziną za granicą, 0:23:50
Członkostwo ojca w partii, śmierć ojca i zetknięcie z antysemityzemem, 0:29:10
Marzec ’68, wiece studenckie w Łodzi, zaangażowanie brata w protesty i jego wyjazd do USA, 0:33:00
Decyzja o wyjeździe do USA, 0:38:24
Przygotowania do wyjazdu, logistyka wyjazdu, Dworzec Gdański, wsparcie przyjaciół i znajomych, poczucie bycia Polką, 0:43:23
Początki życia w USA, znajomi w Stanach Zjednoczonych, pierwsze prace i praca w zawodzie, 0:52:27
Kontakty z Polską po wyjeździe do USA, rodzina syna, chrzest wnuków, kontakty ze znajomymi, 1:02:40
Środowisko emigrantów „marcowych”, organizacja zjazdu emigrantów „marcowych” w Izraelu, tożsamość i patriotyzm, religijność, obchodzenie katolickich i żydowskich świąt, 1:11:10
Tęsknota za Polską, wakacje w Polsce, nazwisko, losy matki i brata w USA,, różne wątki dot. pochodzenia i historii rodziny, 1:21:06

------

– W Paryżu nojlepsze kasztōny sōm na placu Pigalle.
– Zuzanna mŏ je rada ino na jesiyń.
– Posyło ci świyżo zorta.

19-01-2023 06:55

jhbsk

Lubię ludzi

Ewa Harley: artystka z dyplomem kostiumologa, stylistka wzorów, projektantka. O historii swojej rodziny, korzeniach, zawodowych spełnieniach i bogatym życiu towarzyskim opowiada Weronice Kwiatkowskiej.
Na kolanach u Tuwima
Urodziła się w „Domu bez Kantów” przy Krakowskim Przedmieściu. Jest to gmach położony na rogu ulicy Królewskiej w Warszawie. Właściwa nazwa to Dom Funduszu Kwaterunku Wojskowego. Ojciec był oficerem. Po wejściu Rosjan na ziemie wschodnie został zesłany na Kołymę za próbę przedostania się do Polski. Już jako oficer z polskim wojskiem wrócił do kraju. Moja mama miała dziewiętnaście lat, gdy wybuchła wojna – mówi Eva Harley – została wywieziona do Samarkandy (Uzbekistan). Z ojcem poznali się w wojsku. Mam nawet ich wspólne zdjęcie, na którym oboje są w mundurach. Ojciec, Mieczysław Harley był z wykształcenia prawnikiem, a z zamiłowania koneserem sztuki. Znał biegle osiem języków, był niezwykle oczytany, wrażliwy – wspomina Eva. Od 1948 roku pracował w Ministerstwie Kultury i Sztuki. Był dyrektorem i sekretarzem generalnym Towarzystwa im. Chopina. Przyjaźnił się z pianistami Rubinsteinem, Małcużyńskim, Harasiewiczem. Wielu znanych pisarzy, poetów, plastyków, muzyków, aktorów odwiedzało nasz dom. To prawda, że siadywałam na kolanach Tuwima, a Jan Brzechwa pisał dla mnie i mojego brata specjalne dedykacje w swoich książkach – opowiada Eva. O tu, proszę, wpis Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego – artystka pokazuje pożółkłe strony „Elektrycznych schodów”. Mieliśmy szczęśliwe dzieciństwo. Tata zabierał nas na wernisaże, premiery, spotykaliśmy ciekawych ludzi. Pytam Ewę, czy w takiej atmosferze łatwiej było odnaleźć własne inklinacje artystyczne, czy przeciwnie? Byłam urodzoną artystką. Od dziecka lubiłam rysować – odpowiada – do tego stopnia, że mama wyrzucała kredki i papiery, które tata znosił dla mnie. Wydawało jej się, że to strata czasu i zaśmiecanie mieszkania. Mama chciała, żebym miała konkretny zawód. Najlepiej, żebym została farmaceutką – śmieje się Ewa. A ja nie miałam najmniejszych zdolności do matematyki czy chemii. To była ostatnia rzecz, która by mnie interesowała. Podobnie jak ojciec, uwielbiałam sztukę. Już jako bardzo młoda osoba chodziłam na wystawy, koncerty. Przyjaźniłam się ze znanymi malarzami i plakacistami. Jeden z nich – Rosław Szaybo – obejrzał moje rysunki i zawyrokował: ona musi iść do szkoły plastycznej.

Kostium
A ja nie chciałam do szkoły plastycznej – kontynuuje artystka. Miałam chyba za szerokie horyzonty – śmieje się. Interesowała mnie moda, nie chciałam zawężać swoich zainteresować jedynie do malowania. Szczęśliwie dla mnie, w Warszawie, na ulicy Miodowej, obok Liceum Muzycznego i PWST znajdowało się Państwowe Liceum Technik Teatralnych. Była to jedyna taka szkoła w Europie! Wykładali w niej znani profesorowie z ASP, PWST, Łódzkiej Szkoły Filmowej. Na pierwszym roku studenci uczyli się wszystkiego: scenografii, perukarstwa, charakteryzacji, rysunku a nawet technik meblarskich. Potem mogli wybrać specjalizację, z której robili dyplom. Zafascynowana modą Ewa nie zastanawiała się długo. Kostiumologia była naturalnym wyborem, ale i inne umiejętności zdobyte w tej genialnej szkole bardzo mi się przydały w późniejszej pracy zawodowej.

Stawka większa niż życie
Liceum, do którego pilnie uczęszczała nastoletnia artystka mieściło się tuż obok Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. Chodziłam na wszystkie przedstawienia dyplomowe – mówi Ewa. Poznałam profesorów prowadzących zajęcia np. prof. Bardiniego, Kreczmara i studentów, z których wielu miało się dopiero stać sławnymi aktorami – wspomina. Jerzy Zelnik, bracia Damięccy, Jan Englert – żeby wymienić kilka nazwisk. Młoda artystka nie tylko uczyła się, ale również pracowała. Kiedyś do szkoły przyszło kilka osób z Instytutu Wzornictwa Przemysłowego, którzy szukali dziewczyn do modelingu. Zwrócili na mnie uwagę i tak to się zaczęło – opowiada Harley. Oglądamy okładkę magazynu „Zwierciadło” z 1968 roku, na której wielkooka Ewa w makijażu „na Kleopatrę” spogląda zamyślona w obiektyw. Wygląda obłędnie. Występowałam też w filmie – śmieje się. Grałam m.in. u Gruzy w „Wojnie domowej” i w „Stawce większej niż życie”- do dzisiaj dostaję tantiemy. Fascynacja światem kina, a przede wszystkim fakt, że wielu przyjaciół, jak chociażby Krzysztof Kieślowski, wyjechało na studia do Łodzi, zadecydował, że Ewa wybrała tamtejszą Wyższą Szkołę Sztuk Pięknych. Studiowałam na wydziale mody – mówi Harley. Rektorem był Zdzisław Głowacki, a dziekanem prof. Kunka. Niestety, wyjechałam z Polski przed samym dyplomem – wspomina. Na fali wydarzeń marcowych.

Polka czy Żydówka?
Do dwunastego roku życia nie wiedziałam, że mamy żydowskie pochodzenie. Rodzice z nami o tym nie rozmawiali. Nie celebrowaliśmy żydowskich tradycji – wspomina Ewa. Kiedy pojechałam na studia do Łodzi to dziwiłam się, dlaczego rodzice niektórych koleżanek mówią z takim dziwnym akcentem. Dla mnie było to równie egzotyczne, co dla osób, które nie miały żydowskiego pochodzenia. Za każdym razem to podkreślam: czułam się i nadal się czuję przede wszystkim Polką. Nigdy nie wypierałam się żydowskiego pochodzenia, ale ono istniało jakby dodatkowo. Dziadkowie, pradziadkowie urodzili się w Polsce – to kim miałabym się czuć? – pyta retorycznie.

Dowiedziawszy się o swoim pochodzeniu Ewa chętnie odwiedzała TSKŻ (Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Żydów w Polsce). Była to świecka organizacja, która – jak podaje encyklopedia – zajmowała się „zaspokajaniem potrzeb kulturalnych społeczności żydowskiej i jej reprezentowaniem, rozwijaniem twórczości literackiej, artystycznej i naukowej, promowaniem języka jidysz, ochroną dziedzictwa żydowskiego w Polsce oraz pomocą materialną i duchową jego członkom.” W TKSŻ-ecie odbywały się ciekawe spotkania ze znanymi ludźmi: pisarzami, poetami, muzykami – wspomina Ewa. Przychodził Wojtek Młynarski, Jurek Połomski, śpiewała Sława Przybylska. Było to jedno z najciekawszych miejsc w Warszawie.

Marzec ‘68
Nigdy nie chciałam wyjechać z Polski – deklaruje Ewa. Choć przyznaje, że kiedy zaczęła się w Polsce antysemicka nagonka, jak wielu jej przyjaciół, czuła presję. Bezpośrednio nikt mi niczego nie zrobił – opowiada. Raz tylko kolega w szkole dorysował swastykę na moim obrazie, ale zwykle nie mówiono niczego wprost. Nie udzielałam się politycznie, należałam do środowiska artystycznego, które może wydawało się mniej groźne?– zastanawia się artystka. Mój brat był bardziej zaangażowany – kontynuuje. Studiował ekonomię polityczną na Uniwersytecie Warszawskim, udzielał się w tzw. klubie Michnika. Ponieważ świetnie znał francuski, prowadził w radiowej Trójce audycje z muzyką znad Sekwany, tłumaczył teksty Brela, Bécaud – m.in. dla Jonasza Kofty czy Mieczysława Święcickiego. I niestety, został wyrzucony z pracy. Coraz więcej ludzi wyjeżdżało – opowiada Harley – ciągle chodziłam na dworzec, by kogoś pożegnać. W końcu sama wsiadłam do pociągu.

W książce Teresy Torańskiej „Jesteśmy. Rozstania „68”, na 220 stronie, niewielkie, czarno-białe zdjęcie. W drzwiach pociągu śliczna, młoda dziewczyna. Włosy spięte podobnie, jak dzisiaj. I smutny uśmiech. Serce strasznie krwawiło – opowiada – ale bałam się o swojego brata. Był już wtedy w Stanach, martwiłam się, że wyślą go do Wietnamu. On z kolei obawiał się, że zamkną granice i będziemy rozdzieleni na wiele lat, więc dzwonił i błagał, żebym jak najszybciej przyleciała. Ojciec Ewy zmarł nagle, w 1967 roku. Od trzech lat studiowała w Łodzi i przyjaciele byli jej najbliższą rodziną. Opuszczałam świat, który mimo PRL-u, był kolorowy – wspomina, opowiadając o „Bristolu”, gdzie poznała Marka Karewicza, i Janka Stanisławskiego z STS-u. Uwielbiałam jazzowe koncerty organizowane przez Leopolda Tyrmanda, w „Hybrydach” przyjaźniłam się z Friedmanem, Tymem, Koftą, Pietrzakiem. Na dworcu żegnałam nie tylko przyjaciół, ale również swoją młodość.

Ziemia obiecana
Z Wiednia trafiła do Rzymu, a później Nowego Jorku. „Ziemia obiecana” długo wydawała się niechcianą, obcą. Nie podobało mi się – wspomina Harley – moje pierwsze mieszkanie było na Bronxie, dojeżdżałam na Manhattan brudnym metrem, całym zamalowanym graffiti. Wstawałam o szóstej rano, wracałam o jedenastej wieczorem, skonana. Strasznie tęskniłam. Pierwszą pracę dostała w Metropolitan Museum of Art. Szukali ludzi, z wykształceniem artystycznym – opowiada. Akurat przerabiali „membership office”, wszystko wtedy pisało się ręcznie, również zaproszenia, które kaligrafowałam, a potem osobiście zanosiłam do burmistrza miasta, którym był wtedy przystojny John Lindsay – wspomina Ewa. Byli bardzo wyrozumiali, wiedzieli, że chodzę do szkoły, więc pozwalali mi się uczyć w godzinach pracy. Jednak tęsknota za krajem była dojmująca – mówi i pokazuje wiersze, które wtedy pisała. „Tęskno mi, tęsknię i nie wiem/ czego brak mi ciągle bez granic/ chyba miasta, mojego miasta/ kolorowych kamienic starych”. Wiersze znalazł odwiedzający ją malarz Roman Opałka i bez wiedzy zainteresowanej, za pośrednictwem Gogi Chełkowskiej, opublikował w londyńskich „Wiadomościach”. Byłam wtedy zafascynowana Pawlikowską-Jasnorzewską – mówi Ewa. Lubiłam krótkie formy. I rzeczywiście, wiersze są króciutkie, ale bardzo wymowne. Pytam o tego, który „zawsze będzie zmieniał dziewczyny”, ale autorka nie chce zdradzić, kim był mężczyzna, z którym najtrudniej było jej się pożegnać na warszawskim dworcu.

Polska Laura Ashley
Projektantką tkanin i stylistką wzorów stała się niejako przez przypadek. Poznałam filmowca, Amerykanina, którego ciotka była bardzo znaną projektantką materiałów. Kiedy zobaczył moje obrazy – opowiada Harley – powiedział, że mam przygotować portfolio. I zawiózł mnie na rozmowę kwalifikacyjną do Very, która – o czym wtedy nie wiedziałam – była światowej klasy designerką. Tak zaczęła się moja przygoda z projektowaniem. Kilka lat później Eva Harley pracowała w renomowanej firmie Springs, a potem Dan River, robiąc projekty dla takich sław, jak Martha Stuart, Leslie Beck, Alexander Julian, Lilly Pulitzer i innych. Pościele zaprojektowane przez Harley można było kupić w największych amerykańskich domach handlowych: Macy’s, Sears, K Mart, Wall-Mart, J. C. Penny, Target i innych. Porównywano mnie do Laury Ashley – opowiada Ewa – znanej na całym świecie projektantki wzorów kwiatowych, ponieważ to właśnie kwiaty, w szczególności róże, były moim znakiem rozpoznawczym. Przeglądamy katalogi pełne zdjęć eleganckich pościeli i dodatków. Na okładce jednego z nich seria z logo „Eva Harley”. To była linia, którą wypuściłam pod własnym nazwiskiem – mówi Ewa. Pytam, czy ucieszył ją widok swojego nazwiska na nowojorskich półkach? Chyba większą satysfakcję miałam z zarobków – śmieje się. Umówmy się, nikt nie zwraca uwagi na logo, kiedy kupuje pościel. To nie do końca prawda. O talencie Ewy świadczy nie tylko jej imponujące CV i lata doświadczenia, ale również fakt, że świat designu wciąż się o nią dopomina. Rok temu przeszłam na emeryturę – mówi Ewa – ale ciągle dostaję kolejne oferty współpracy. Problem polega na tym, że nie jestem samowystarczalna. Kiedyś malowało się rysunki ręcznie – dzisiaj wszystko robi się przy pomocą komputera. Mój bratanek obiecał, że nauczy mnie obsługi Photoshopa. Jestem gotowa – deklaruje.
*
W tym roku wybieram się do Polski na dwa miesiące – zdradza Ewa. Potem może te pobyty będą coraz dłuższe, ale na pewno nie wrócę na stałe – mówi. Tutaj mam brata i jego amerykańską rodzinę, syna – który mieszka w Los Angeles, ale z którym jesteśmy bardzo blisko, wnuki, rodzinę męża, przyjaciół. Wydaje się, że ludzie, to największy kapitał Ewy Harley. Praca, zawód to bardzo ważne, ale przede wszystkim liczą się rodzina i przyjaciele-mówi artystka. Lubię ciekawe towarzystwo, lubię ludzi. Mam to szczęście, że spotykałam zawsze wybitnie interesujących ludzii, których talent i osobowość mnie inspirowały. Mam nadzieję, że znajdą się i tacy, którzy to samo będą mogli kiedyś powiedzieć o mnie.

Rozmawiała Weronika Kwiatkowska
https://www.kurierplus.com/2015/05/820/lubie-ludzi/

------

– W Paryżu nojlepsze kasztōny sōm na placu Pigalle.
– Zuzanna mŏ je rada ino na jesiyń.
– Posyło ci świyżo zorta.

19-01-2023 07:20

jhbsk

Reżyser Jacek Butrymowicz: Nie jestem ofiarą systemu. Zamiast w PRL-u kręcić filmy, mogłem przecież pracować w PGR-ze
Rozmowa z Jackiem Butrymowiczem Duży Format 11.06.2018

Fragmenty dotyczące Stawki:

Później pracował pan przy „Stawce większej niż życie”, zarówno z Morgensternem, jak i z Andrzejem Konicem.
– Kuba spotkał mnie w SPATiF-ie: „Co robisz?”. „Nic”. „To przyjdź”. W „Stawce…” poprawiałem dialogi. A na planie byłem tym od wojska, od broni, od historii. Zwróciłem reżyserom uwagę, że niemieckie patrole na ulicach były nie trzy-, tylko dwuosobowe. SS od 1938 roku nosiło mundury w kolorze feldgrau, czyli szarości polowej, wcześniej mieli czarne. Dlatego gdy w garderobie zobaczyłem czarny mundur dla Emila Karewicza, zrobiłem awanturę.

„Stawka…” powstawała zgodnie z terminami. A trzeba pamiętać, że technika była wtedy inna. Lampa ważyła 100 kg. Operator czasem przestawiał ujęcie godzinę. Wolno było zrobić tylko cztery duble, więcej oznaczało kosztowne przekroczenie budżetu.

Naprawdę żadnych komplikacji?

– Nie, poza tym, że z Morgensternem złapaliśmy świerzb. Od wózkarza, przez opieranie się o rączkę jego wózka z kamerą. Mieszkałem wtedy w Łodzi na stancji, nie mogłem się przyznać. Lekarz przepisał mi śmierdzącą, szarą maść. Miałem zwolnienie lekarskie na cztery dni. Po dwóch dzwoni Mieczysław Wajnberger, kierownik produkcji: „Panie Jacku, dlaczego nie jest pan w pracy?”. „Panie Mieczysławie, mam świerzb”. „Ja na Syberii też miałem świerzb”. „Jak kogoś zarażę, będzie na pana”. Nie zaraziłem.



Miałem wtedy taki zwyczaj, że przyjeżdżałem do Szkoły Teatralnej, siadałem w barze albo na schodach i przez 2-3 godziny obserwowałem przychodzących, jak się zachowują, czy koledzy się do nich garną. Tak odkryłem Jerzego Trelę. Dałem mu epizod w „Stawce…”. Strzela do Klossa. Zwróciłem mu uwagę, żeby nie zamykał oczu przy strzelaniu.

------

– W Paryżu nojlepsze kasztōny sōm na placu Pigalle.
– Zuzanna mŏ je rada ino na jesiyń.
– Posyło ci świyżo zorta.

08-04-2023 08:24

224 postów   20 21 22 23
© 2024 Shen-Kun - Baca - BoBer. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Realizacja strony: strony.gliwice.pl.